Tytuł: Pan Popper
i jego pingwiny
Reżyseria: Mark
Waters
Gatunek:
familijny, komedia
Premiera:
22.07.2011
Jim Carrey gra tutaj główną rolę, więc czy można się na tym
filmie zawieść? Myślę, że nie. Jak zwykle pokazał klasę. Pośmiać się można w
naprawdę wielu momentach, a Carrey, jak zwykle doskonale wcielił się w swoją
rolę. Dlatego myślę, że nie trzeba tutaj dużo mówić ani zachęcać do obejrzenia.
Pan Popper otrzymuje w spadku pingwiny, którymi postanawia się zająć. Jedyna
rzecz jakiej na siłę można się doczepić w tej adaptacji jest chyba to, że
pingwiny wyglądają naprawdę sztucznie. Bowiem naprawdę mocno rzuca się w oczy
to, że są one zwykłą animacją komputerową. Jednak poza tym chyba nie ma jakichś
wielu szczegółów, które mogłyby zrazić, bądź denerwować widza. Dlatego też nic
innego nie pozostaje jak polecić ten film w szczególności na niedzielny,
rodzinny dzień, bądź na wieczorne spotkanie ze znajomymi.
Główny bohater Pan Popper miał ojca, który ciągle
podróżował. Więc jako dziecko rzadko go widział, aż w końcu całkowicie przestał
go odwiedzać. Popper jako juz dojrzały mężczyzna pracował w wielkiej firmie,
był po rozwodzie, miał dwójkę dzieci, córkę oraz syna i starał się o wejście do
spółki z właścicielami firmy. Jego pracą było wykupywanie budynków dla jego
firmy, by mogły stanąć na ich miejscu jakieś wieżowce lub centra handlowe. Był
doskonałym pracownikiem, gdyż potrafił namówić praktycznie każdego do tego by
oddał mu swoją firmę, czy posiadłość. Popper wykonał właśnie ostatnie zlecenie.
Spotkał się z właścicielami firmy i miał już przygotowaną kamienną tablicę, na
której były nazwiska 3 właścicieli i jego jako kolejnego współwłaściciela.
Jednak usłyszał, że to zlecenie było przedostatnie. Musi bowiem namówić jeszcze
jedną, starsza panią, by ta oddała im swoją restaurację, która stoi na drodze
do powstania nowego budynku. Popper oczywiście przyjmuje to zlecenie. Sekretarka
mówi jednak, że jeszcze nikomu nie udało się jej przekonać. On jednak jest przekonany,
że jemu się poszczęści i już niedługo zasiądzie w zarządzie. Spotyka się ze
staruszką jednak ta w dość krótkim czasie zbywa go. Popper jednak się nie
poddaje i już obmyśla plan co zrobić, by ją przekonać. Wraca do domu, a tam
czeka na niego przesyłka. W środku znajduje pingwina, który wygląda jak
wypchany. Okazuje się, że jest to prezent od jego ojca, który zmarł. Pingwin
jednak ożywa, zalewa mieszkanie Poppera. Ten dzwoni do wszelkich możliwych
instytucji, od ochrony zwierząt po zoologów, jednak każdy odsyła go z kwitkiem.
Nie wiedząc co ma robić zadzwonił na biegun. Nie mógł się dogadać z tym
mężczyzną i pomyłkowo zamówił jeszcze 5 pingwinów, które przychodzą po 2 dniach
w nowej skrzyni. Popper początkowo nie wie co robić. Gdy już zadzwonił do zoo i
pingwiny miały zostać zabrane, okazało się, że są to urodziny jego syna i cała
rodzina wpada do niego w odwiedziny. Dzieciaki widzą pingwiny i każą przysiąc,
że ten ich nie odda, bo jest to prezent urodzinowy dla małego. Popper zgadza
się. Początkowo chce je oddać po kryjomu, jednak dzięki nim na nowo zbliża się
do rodziny. Z czasem zaczyna tresować pingwiny i lubić je. Robi u siebie w domu
prawdziwą "zamrażalkę". W salonie ma pełno śniegu. Przez to wszystko
zostaje wyrzucony z pracy. W końcu pingwiny złożyły jajka i po pewnym czasie
wykluły się maluchy. Jeden nie dał jednak rady. Po pewnym czasie jednak Popper
przejrzał na oczy i postanowił oddać pingwiny do zoo. Jego rodzina odwraca się
od niego, a on znów wraca do pracy. Myśli nad tym wszystkim i postanawia jednak
ratować pingwiny. Udaje się z byłą żoną i dziećmi do zoo. Stamtąd ratuje
pingwiny. Wspólnie odwożą pingwiny na biegun.
Staruszka przez te wszystkie wydarzenia postanawia oddać restaurację
Popperowi. Jego przyszli wspólnicy cieszą się z tego faktu. Jednak Popper
rezygnuje z pracy i deklaruje, że nie odda restauracji, bo właśnie tam spędzał
czas ze swoim ojcem, gdy ten wracał do domu.


